piątek, 9 października 2015

18. Lonża Presley Boy'a


Trener: Miśka
Dzień: 09.10.2015 r.
Miejsce: Duży plac
Pogoda: W miarę ciepło, ale z wiaterkiem

Czas: 45 min

Jest mi smutno, jest mi źle,  jesień już dobija mnie :(
 Tiaaa…Niestety jak to na świecie bywa pora na coraz chłodniejsze i gorsze dni :( Dobija mnie to okrutnie aż nic mi się nie chce, ale rozum wygrywa, że muszę coś dziś porobić. Poza tym Alex wyjechał i zostałam sama więc ehhh..... Już wiem! Idę po lonżować mojego ukochanego karosza! Wzięłam pas do lonżowania, pad HKM "Monaco", ogłowie, gouge, bacik, ochraniacze i zaniosłam pod boks Presley'a : D
- Witaj mój karusie! Jak ja za tobą tęskniłam!
 Zaczęłam go czyścic, a że on jest koniem bardzo kulturalnym, to więc no… brudny nie był. Jednak nie obyło się bez łaskotek i małych nieporozumień :P Założyłam ochraniacze, założyłam pad i pas, gouge na razie przypięłam do pasa. Założyłam ogłowie, zapięłam jeden mostek do lonżowania, zapięłam do niego lonże, wzięłam bacika i wyszłam ze stajni. Była fajna pogoda, było niby ciepło, niby nie, wiał fajny chłodny wiaterek typowo jesienna pogoda. Poszłam na duży plac, gdzie nikogo nie było. Podciągnęłam pas Czarnemu i popędziłam do stępa na razie nic nie podpinając, żeby się rozgrzał chłopaczyna. Pościłam na dużą lonże. Oczywiście trochę trzeba na początku pobrykać poskakać i panci ręce powyciągać, ale to tylko pierwsze 10 minut. Poszalał sobie jeszcze trochę i wzięłam go do środka, żeby karusa wypiąć. Pozapinałam gouge do wędzidła i wypuściłam na długą lonże. Ruszył spokojnym stepem, rozluźniony i wszystko pięknie ślicznie. Zrobił 2 kolka stepem i zacmokałam żeby zakłusował. Szedł fajnym luźnym kłusem z głową wygięta do środka i opuszczoną szyjką w dół. Musiałam go trochę batem pogonić, iż gdyż panu Presiowi się nie chciało. To znaczy, chciało, ale nie do końca akurat na wypięciu :P. ‚Cykałam’ go lonżą żeby się bardziej wygiął do środka i zmniejszyłam kółko. Kręcił się teraz jakie 3,5 m ode mnie. Bardzo ładnie się wyginał i łypał na mnie swoimi oczętami ;P. Powoli wypuszczałam go z powrotem na długą lonżę.
 Zaczął mi trochę wpadać do środka, wiec zrobiłam mały użytek z bacika. Zacmokałam, żeby trochę zaczął wyciągać trochę te swoje girki. Fruwało moje piękne maleństwo. Czegoś się wystraszył i mnie trochę przeciągnął, przy okazji pokaźnie waląc z zadu, a potem kłusował i prychał, napuszył się jak na ogiera przystało i zrobił się chyba z 2 razy większy, ale za chwile mu przeszło. Pokłusowałam jeszcze chwilkę w obie strony i zagalopowałam. Oczywiście mój mega super hiper koń zagalopowuje już na samo słowo ‚hop’ nie zdążę dokończyć nawet "hop gaaalop" :P. Szedł bardzo fajnie, przez nóżkę, spokojny, rozluźniony… idealny. Pociągnęłam lekko lonżą, żeby się chłopaczyna jeszcze troszeczkę bardziej wygiął do środka. Skróciłam lonże i pogalopowałam go po małych kolkach. Ehhh trochę był rozwleczony, ale to poprawie mu zaraz. Wypuściłam na duże kolo. Przeszłam z nim do kłusa i podreptał jeszcze trochę kłusem roboczym z pare kółek. Przeszedł do stepa, zrobiłam 2 kolka i wzięłam go do środka. Przepięłam lonżę na druga stronę i skróciłam mu trochę gouga, żeby nie był taki długaśny. Tzn. źle nie było, bo w kłusie bardzo ładnie pracował i w stępie, jednak jak przyszło co do galopów to korzystał z luzu jaki miał i się wyciągał jak lama, dlatego musiałam mu podciągnąć o dziureczkę sprzyncior i puściłam go dalej. Ruszył spokojnym stepem, zrobił sobie 3 kolka i zacmokałam, żeby za kłusował. Na prawo zawsze trochę wyciąga na zewnątrz, ale to nic to po prostu jego gorsza strona. Szedł ładnie, równiutko. Z tego powodu iż skróciłam mu goug, mocniej podstawiał pod siebie zad i lepiej pracował grzbietem. I super! o to chodziło. Zacmokałam jeszcze raz, bo mu się chyba siły kończyły i od razu przyspieszył. Skróciłam lonże i zaczął się Karosz kręcić po małych kolkach. W prawo zawsze jest trochę bardziej sztywny, wiec go lekko cykałam lonżą. Ładnie się wygiął i zaczęłam go powoli poszczać na duże kolo. Zrobiłam kilka kolek i znowu zaczęłam skracać lonże. Był taki mega rozluźniony, ze aż milo patrzeć. Puściłam go znowu na długą lonże i porobiłam trochę dodań. Ładnie wyciągał szkitki.
- Hop galooop!
 Presley od razy zagalopował i się trochę rozbrykał, bo jakieś akrobacje z przodem wyprawiał, ale mu przeszło. Był bardzo do przodu i trochę bardzo wyciągał mnie na zewnątrz. Przytrzymałam go trochę mocniej, bo to już zaczęło się robić nie fajne. Opamiętał się i zaczęłam go wyginać bardziej do środka. Szedł rozluźniony, z głową w dole i ładnie podstawiał zad. Zaczęłam skracać lonże. Szedł fajnie, luźniutki, trochę zwolnił. Puściłam go na duże koło i porobiłam trochę przejść. Potem pogalopowałam go troszkę żwawiej naganiając lekko zad bacikiem żeby go podstawiał.
- Prrrr… bo się zmęczysz czarnuchu! – ogier przeszedł do kłusa i szedł żywym krokiem.
 Powyginałam go jeszcze troszeczkę i przeszłam do stepa. Trochę postępował jeszcze wypięty i zawołałam go do siebie.
- Grzeczny łobuz. – dałam cukierka, wyklepałam i zaczęłam odpinać goug'e. Przepięłam lonże na lewo i wypuściłam go na duże kolo, żeby jeszcze trochę się występował.
 Zrobił pare kolek stepem i poprosiłam go do siebie. Zdjęłam z niego pas i ogłowie i puściłam go luzem po placu, żeby mógł się rozprostować i wytarzać łobuziak. Jak już odprawił swoje czary podbiegłam pędem do stajni zostawić to co zdjęłam z konia i wziąć kantar na mojego kochanego czarnuszka. Podszedł do mnie od razu opuścił łepek żebym założyła kantar i wróciliśmy do stajni. Omyłam mu nóżki po takiej ładnej pracy, założyłam na chwile polarówke i na pare minut wstawiłam do boksu żeby ostygł i wysechł. Akurat zaniosłam sprzęt. Przygotowałam mu na prędkości w nagrodę sałatkę owocowo-warzywną z odrobinką musli i podałam zabierając już dereczkę. Poczekałam aż zjadł i zabrałam go na wybieg. Ruszyl spokojnie o dziwo, ale zdążyłam tylko poklepać go po zadku na pożegnanie i jak wypalił galopem to tylko dostałam po nogach kawałkami ziemi :P mój kochany szatan czarny.

1 komentarz:

  1. Libretto właśnie dodany :)
    http://echo-valley-farm.blogspot.com/2015/09/libretto.html

    OdpowiedzUsuń