poniedziałek, 26 maja 2014

Lonża - *Let's Get Crazy

Trening - lonża: *Let’s Get Crazy

Trener: Miśka
Jeździec: Miśka
Dzień: 26.05.2014 r.
Miejsce: Lonżownik
Pogoda: Znacznie chłodniej, pochmurno, zbierało się na deszcz :/
Czas: 30 min

Po dość wyczerpującym, ale przyjemnym porannym treningu wyścigowym *Tiptoe, postanowiłam potrenować coś bardziej.. od stresowującego. Trudno może nawet nazwać to treningiem, ale postanowiłam wziąć na lonżę Crazy’ego. Cóż, bardzo mu się przyda, ostatnio ma w sobie ogromną siłę destrukcyjną –musieliśmy aż dwa razy naprawiać boks, a raz uciekł z padoku. Pod napięciem. o.O Ale takie już są jego uroki, cóż poradzić. Poszłam po ogiera, który aktualnie stał na małym pastwisku z *Thrussardim i Dark Dragonem. Te dwa konie były jednymi z niewielu, które tolerował. Podeszłam do ogiera z wygolonym jabłkiem. Był wielki (jak na kuca), imponujący i strasznie piękny. Ach, uwielbiam takie kucole, a Crazy jest chyba moim ulubieńcem, muszę się przyznać. Po ogierze było widać, że niedawno się wytarzał. No tak, będę miała trochę roboty z czyszczeniem, chłopak był cały zakurzony.. Przypięłam mu uwiąz do kantara i zabrałam przed stajnię. Musieliśmy się stamtąd jednak szybko ewakuować, gdyż zaczął pokapywać deszczyk.. I to ma być końcówka wiosny, prawie lato? Wprowadziłam go do boksu. Chłodny deszcz jednak nie ostudził entuzjazmu naszego Siwosza, cały czas kręcił mi się na korytarzu i szukał wrażeń.

-Kochany, nie tak, to inaczej, i tak Cię muszę wyczyścić – mruknęłam półgębkiem. Pogoda jakoś nie sprzyjała dobremu humorowi. Przywiązałam niesfornego ogiera przed boksem, na dwóch uwiązach, tak, że jego ruchy były dość ograniczone. Trochę się uspokoił, co niezmiernie mnie ucieszyło, dziad jeden. Poszłam po sprzęt do czyszczenia. Przejechałam go dość stępionym zgrzebłem (nie umarł od tego, uwaga!), następnie resztki brudu starałam się usunąć szczotką o miękkim włosiu. W ruch musiała pójść też rękawica. Nie obyło się też bez mokrej gąbki, aby zetrzeć ostatni kurz. Następnie zabrałam się za rozczesywanie grzywy, która była bardzo bujna i gęsta jak na kucola. Wymagała wraz z ogonem codziennych pielęgnacji, tym bardziej że chcieliśmy utrzymać jego włosie w chociaż umiarkowanej bieli, dlatego chociażby raz dziennie ktoś się tym dokładnie zajmował ale zazwyczaj rano i wieczorem. Sprawdziłam jeszcze wszystkie cztery kopyta. Trochę majtał nogami, ale jakoś daliśmy rade. Odniosłam sprzęt do czyszczenia i wzięłam w drodze powrotnej lonżę, pas do lonżowania z gogue’m. Planowałam po rozluźniać łobuza trochę do dołu, żeby mocniej popracował grzbietem. Przypięłam ją ogierowi, założyłam pas a patent wzięłam w rękę i wyszliśmy na lonżownik. Wzięłam go na luźna lonżę hali i nakazałam iść stępem. Śpieszyło mu się do kłusa i to bardzo, ale zdołałam jakoś ostudzić jego kucykowy temperament :D  Po chwili luźnego stępa za moim już przyzwoleniem ruszył kłusem. Pomimo tego, że był trochę za bardzo pobudzony, majtał głową w każdą możliwą stronę i szedł z wysoką akcją kończyn, wyglądał naprawdę pięknie. Dałam mu chwilkę, niech się chłopak odpręży. Po chwili szedł już wolnym krokiem i lekko obniżył głowę. Taak niuniek. Następnie ćwiczyliśmy przejścia stęp – kłus. Cóż, z wolniejszego do szybszego szło nam naprawdę dobrze, gorzej z zatrzymaniem. Po kilku nieudanych próbach i barankach strzelanych z niezadowolenie Let’s przechodził dość płynnie do wolniejszego chodu. Nie ukrywał jednak, że bardzo mu się to nie podobało. Zatrzymałam ogiera, podeszłam do niego i przepięłam lonżę. Następnie ćwiczyliśmy to samo w drugą stronę. Cóż, ogier wiedział już, że ze mną nie wygra i chętniej wykonywał moje polecenia. Poszło nam o wiele lepiej. Przeszłam z nim do stępa i zawołałam do siebie, pora było podpiąć patent. Na początku wydał się być bardzo niezadowolony, pogoniłam go stępem na koło i naganiałam zad batem żeby zaczął aktywnie pracować zadem, grzbietem oraz szyją. Postępowaliśmy tak w jedną i drugą stronę, poprosiłam o kłus, był bardzo zły, lekko walczył z tym co mu założyłam bryknął raz, jednak zemściło się to na nim po dostał po zębach kiedy chciał się szarpnąć, pobuntował się jeszcze przez chwilę i odpuścił, szedł ładnie aktywnie w przód pracując całym sobą, aż chciało się na niego patrzeć. Położyłam mu jeden drąg, żeby troszkę popracował nie tylko po płaskim, za pierwszym razem pokonał to bardzo niezgrabnie bo nie wiedział jak się za to zabrać, jednak za drugim i już kolejnymi razami wychodziło mu to doskonale pięknie ciągnął nogi z ładną akcją zawieszenia na chwilę, bardziej jak jakiś andaluz niż kucol, ale on zawsze się wyróżniał z grupy kucyków :) Wreszcie dałam mu sygnał do upragnionego galopu. Znów zaczęła się walka z tym co miał na sobie chciał pędzić, ale działanie głosu i wbrew pozorom jego pokorność pomogła i zwolnił, były jeszcze chwilowe fazy buntu ale jak już odpuścił galopował płynnie lekko w przód, przeżuwając wędzidło i ciągnąc się mocno w dół. Popracowaliśmy tak na obie strony i postanowiłam go wypiąć z tego i dać mu pogalopować jeszcze swobodnie bez lonży. Podeszłam do niego, poklepałam go i pochwaliłam. Odpięłam lonżę, odsunęłam się i zwiniętym już krążkiem uderzyłam o kolana. Crazy rzucił się do galopu, cały szczęśliwy, że może się trochę wyszaleć. Po kilku barankach i kołach galopem z ogonem wywalonym w górę stwierdził, że może czas się wytarzać.. Aż miło było na niego patrzeć. Piękno w czystej postaci. Zabrałam go z lonżownika, chwilę jeszcze postępowaliśmy w ręku i odprowadziłam go z powrotem na do stajni, nie czyszcząc uprzednio jednak zrzuciłam sprzęt do stajni założyłam kantar i poszliśmy na szybko schłodzić nogi, pozostawiając go w piaskowej panierce. W końcu brudny koń – to szczęśliwy koń :D!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz